Bramkarze mają z pozoru bardzo proste zadanie, mają bowiem tylko nie wpuścić do bramki lecącej do niej piłki. Wystarczy jednak, że bramkarz popełni prosty błąd, z miejsca staje się antybohaterem drużyny i kibiców. Z drugiej, jak obroni np. rzut karny, staje się bohaterem. W historii Widzewa takich sytuacji było wiele, a kilku bramkarzy wsławiło się czymś jeszcze.
Listę bramkarzy którzy wsławili się czymś więcej niż lepsza czy gorsza obrona bramki, otwiera Smoley. Anglik z pochodzenia, bronił widzewskiej świątyni w naszym pierwszym w historii gier ligowych sezonie, a więc w 1911 roku, podczas rywalizacji o Mistrzostwo Łodzi. Został on pierwszym piłkarzem Widzewa powołanym do Reprezentacji Łodzi! Zagrał w trzech meczach. W pierwszym z nich, przeciwko Germanii Breslau (Wrocław) zagrał jako... napastnik! Smoley nie tylko był wyróżniającym się piłkarzem w tamtym sezonie. Był on także... sędzią! Podczas sezonu ligowego dwukrotnie gwizdał podczas meczów innych drużyn. W jednym z takich meczów, w których pełnił rolę arbitra, grała drużyna Kraft. Bramkarzem tego klubu był Stefan Andrzejczak, następca Smoleya w Widzewie, a zarazem drugi “bramkarz+”.
Smoley odszedł z Widzewa po zakończeniu sezonu 1911, w jego miejsce sprowadzono właśnie Andrzejczaka. Na powitanie dostał karę zawieszenia na jeden mecz, za nieprawidłowości przy podpisaniu karty wstąpienia do klubu. Stał się zatem pierwszym zawieszonym piłkarzem Widzewa w historii. Jednak miano “Bramkarza+” zdobył w swoim drugim sezonie gry w czerwono-biało-czerwonych barwach. Podczas trzynastej, przedostatniej kolejki sezonu, 26 października 1913 roku na boisku Unionu przy ulicy Średniej, Newcastle podejmowało Widzew. Przed meczem gospodarze zajmowali czwarte miejsce w tabeli, bez możliwości awansu na wyższą lokatę. Widzew zajmował siódme, przedostatnie miejsce. Także nie miał szans awansu na wyższe miejsce.
Mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla zespołu Newcastle, bowiem już w trzeciej minucie strzelił gola. Wynik ten utrzymał się do przerwy. W drugiej połowie widzewiacy, którzy zdaniem prasy byli faworytem tego meczu, śmielej zaatakowali, co przyniosło efekt w postaci podyktowania rzutu karnego. Jedenastkę na gola zamienił... Stefan Andrzejczak! Stał się tym samym pierwszym bramkarzem który zdobył gola dla Widzewa! Dalszy przebieg meczu nie przyniósł rozstrzygnięcia i zakończył się remisem 1:1. Ostatecznie Widzew w 1913 roku ukończył mistrzostwa Łodzi na siódmym miejscu.
Kolejnym bramkarzem Widzewa, który wsławił się czymś więcej niż obrona własnej bramki i zasłużył na zaszczytne miano “Bramkarz+”, jest Stefan Kuczyński. Zawodnik naszego klubu od 1923 roku, a więc od awansu do łódzkiej klasy B. W tym samym czasie w naszym klubie, jako pomocnik, grał także jego brat, Stanisław.
W sezonie 1923, widzewiacy przede wszystkim zbierali doświadczenie gry przeciwko bardziej wymagającym drużynom, niż te, z którymi rywalizowali z powodzeniem rok wcześniej w klasie C. Rok później, a więc w 1924, po nabraniu doświadczenia, czerwono-biało-czerwoni mieli już jako cel awans do klasy A. I zaczęli bardzo dobrze. W czterech pierwszych kolejkach wygrali 4 mecze. Jednak do meczu w ramach 5 kolejki nie przystępowali jako faworyci. Bowiem ich rywale także wygrali pierwsze 4 mecze. W niedzielę 15 maja, na boisku ŁKS-u (Widzew swoje własne boisko otrzyma dopiero kilka lat później) widzewiacy podejmowali Grono Miłośników Sportu. I był to tak zwany mecz na szczycie. Zwycięzca bowiem zyskiwał przewagę punktową, ale także mentalną nad najgroźniejszym rywalem o awans.
Widzew w 1924 roku. Na zdjęciu w dolnym rzędzie Stefan Kuczyński.
Mecz zaczął się bardzo dobrze dla nas. Już w 4 minucie, sędzia prowadzący to spotkanie, Zygmunt Hanke, dyktuje rzut karny dla Widzewa. Do piłki ustawionej 11 metrów od bramki GMS podszedł... Stefan Kuczyński! I nie pomylił się! Dalsza część pierwszej połowy wyrównana, ale bez efektów bramkowych. Do przerwy więc utrzymał się wynik 1:0. Po przerwie piłkarze GMS dążą do wyrównania, lecz obrona Widzewa z bramkarzem Kuczyńskim nie daję się zaskoczyć. W 72 minucie widzewiacy wykorzystują za to błąd obrony rywala i podwyższają na 2:0. 3 minuty później zespołowi Grona udaję się jednak zaskoczyć naszych obrońców i strzelić gola kontaktowego. A także dodać dramaturgii w końcówce, chcąc za wszelką cenę wyrównać. Widzewiacy jednak bronili się bardzo mądrze i wyprowadzali kontrataki. Jeden z nich, w 85 minucie, zakończył się faulem w polu karnym Grona na naszym napastniku i sędzia Hanke podyktował drugi raz w tym meczu rzut karny dla widzewiaków. Tak jak w 4 minucie, tak samo i teraz do piłki podszedł Stefan Kuczyński. Precyzyjnym strzałem w róg nie dał szans swojemu vis a vis i podwyższył wynik meczu na 3:1. Takim też rezultatem zakończyło się to spotkanie.
Stefan Kuczyński stał się pierwszym bramkarzem, który zdobył dwa gole dla Widzewa w jednym meczu.
Do końca sezonu widzewiacy grali bardzo dobrze. W 12 kolejkach odnieśli 11 zwycięstw i zasłużenie awansowali do Klasy A.
Jednak mecz z GMS nie był jedynym w którym Kuczyński popisał się umiejętnościami strzeleckimi.
W ramach meczu 2 kolejki łódzkiej Klasy A 18 kwietnia 1926 roku na boisku ŁKS-u zespół Łódzkiego Towarzystwa Sportowo Gimnastycznego podejmował Widzew. Po pierwszej kolejce spotkań nasz zespół był w lepszej sytuacji, po pokonaniu w niej zespołu Siły 2:0. Natomiast nasz rywal przegrał swój mecz i prasa jako faworyta rywalizacji w drugiej kolejce upatrywała w zespole Widzewa.
Początek meczu całkowicie zaprzeczył przed meczowym zapowiedziom, bowiem ŁTSG szybko strzelił dwa gole. Widzewiacy nie załamali się takim obrotem sprawy i do przerwy uzyskali gola kontaktowego. Druga połowa dostarczyła wszystkim wielkich emocji. Co prawda rywalom udało się strzelić bramkę, ale nasi piłkarze zrobili to trzykrotnie! Gola numer 3 dla RTS-u strzelił właśnie Stefan Kuczyński! Niestety nie zachowała się żadna relacja meczowa opisująca okoliczności zdobycia tej bramki, nie wiadomo więc czy nasz bramkarz wykorzystał rzut karny, czy może też strzelił gola np. po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Wracając do meczu widzewiacy wygrali ten mecz 4:3, odwracając losy meczu. W nagrodę awansowali na pozycję lidera tabeli.
Kolejnym “bramkarzem+” był bez wątpienia Ignacy Uptas. Piłkarz ten urodzony w 1922 roku, jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej wstąpił do Widzewa, jego kariera na dobre zaczęła się jednak po jej zakończeniu. Ignacy był bramkarzem Widzewa nieprzerwanie do 1959 roku i całą swoją karierę grał tylko w jednym klubie, w Widzewie.
W ciągu swoich występów, dokonał 2 dwóch niecodziennych rzeczy.
Pierwsza z nich dotyczy sytuacji z meczu eliminacji o ligę w 1947 roku przeciwko Ruchowi Chorzów.
Widzew wygrywając rozgrywki łódzkiej klasy A w sezonie 1946/1947, uzyskał prawo do udziału w eliminacjach o 1 ligę. Eliminację były dwuetapowe. W pierwszym etapie, Widzew wygrywając swoją grupę przeszedł do etapu drugiego. Tutaj spotkały się zespoły które wygrały swoje grupy w etapie pierwszym. Tych zespołów było 5, a awans miały uzyskać 3 najlepsze. Widzew w pierwszej kolejce, 7 września 1947 roku, na stadionie ŁKS-u podejmował chorzowski Ruch. Ślązacy byli zespołem zdecydowanie lepszym. W 33 minucie napastnik Ruchu, Cieślik, strzelił 4 bramkę dla swojego zespołu. Ignacy Uptas tak zdenerwował się na swoich kolegów, iż postanowił... opuścić plac gry. Jego miejsce w trybie awaryjnym musiał zająć rezerwowy bramkarz, Holisz. Ostatecznie Widzew ten mecz przegrał 1:11.
W dalszym etapie rywalizacji było tylko trochę lepiej, bowiem łodzianie zajęli 4 miejsce, nie premiowane awansem do pierwszych po wojnie Mistrzostw Polski w formie Ligi.
Co jednak nie udało się na boisku, stało się faktem na walnym zjeździe PZPN. Postanowiono powiększyć bowiem ligę z 12 do 14 zespołów, a tym samym Widzew znalazł się w tym gronie.
Czerwono-biało-czerwonym w rozgrywkach szło bardzo kiepsko. Jednak jasnym punktem był bez wątpienia podstawowy bramkarz widzewiaków, Uptas. Był to bez wątpienia bardzo waleczny zawodnik, dość powiedzieć, że pięciokrotnie na skutek urazów podczas starć pod bramkowych musiał opuścić plac gry.
Piłkarze Widzewa w 1948 roku. Zaznaczony kółkiem Ignacy Uptas – jedyny bramkarz, który strzelił gola dla Widzewa w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Zasłynął z jeszcze jednego faktu. W 20 kolejce rozgrywek, 26 września 1948 roku, Widzew na boisku ŁKS-u podejmował Legię Warszawa. Przy stanie 0:3, sędzia Seichter podyktował rzut karny dla gospodarzy. Do piłki podszedł... Uptas, i strzelił gola. Stał się on pierwszym bramkarzem, który strzelił gola dla Widzewa w najwyższej klasie rozgrywkowej. Był to jedyny miły aspekt tego, ostatecznie przegranego 1-6, meczu. Wokół tego meczu oraz Ignacego Uptasa, zrodziła się jeszcze jedna legenda. Według niej, bramkarz Widzewa oprócz strzelenia gola z rzutu karnego, miał dodatkowo samemu strzał z “jedenastki” obronić. Mit ten powielany przez wiele lat okazał się tylko mitem. Otóż prawdą jest, że w 63 minucie meczu sędzia podyktował rzut karny dla zespołu warszawskiego. Prawdą jest także że piłkarz Legii, Szczurek, gola nie zdobył. Nieprawdą jest to, iż strzał ten obronił nasz bramkarz. natomiast prawda jest taka, że piłkarz warszawian strzelił piłką w aut.
Cały sezon wyglądał jak ten mecz, mało było miłych chwil. Widzew zajmując czternaste, ostatnie miejsce, spadł do nowo utworzonej 2 ligi.
Następnym bramkarzem, przy którym można postawić "Plus", został Jan Konenc.
Cała sytuacja rozegrała się w 1960 roku. A był to dość dziwny rok jeśli chodzi o rozgrywki piłkarskie w Polsce. Bowiem w tym 1960 dwukrotnie rozpoczynano rozgrywki. Stało się tak na skutek zmiany obowiązującego wcześniej systemu wiosna-jesień, na system jesień-wiosna. I tak w marcu rozpoczął się sezon 1960, zakończony w lipcu. A już we wrześniu rozpoczęto rozgrywki według nowego systemu, a więc sezon 1960/1961.
Widzew w sezonie 1960 występował w 3 lidze. Przed sezonem do drużyny dołączył nowy goalkeeper, 23-letni wychowanek Lecha, Jan Konenc. Stał się on podstawowym bramkarzem Widzewa. Spisywał się zresztą bardzo dobrze, bowiem w całym sezonie 1960, w 22 meczach przepuścił tylko 19 goli.
Mecz dzięki któremu stał się “bramkarzem+” został rozegrany w 18 kolejce sezonu, 30 czerwca na własnym stadionie, a rywalem był Pabianicki Włókniarz. A był to bardzo ważny dla całej rywalizacji mecz. Widzew i Włókniarz przed tym meczem, po 17 kolejkach, byli współ liderami tabeli z 22 punktami (wtedy za zwycięstwo przyznawano 2 punkty), a więc był to przysłowiowy mecz o awans. Tego dnia, na stadionie Widzewa przy ówczesnej Armii Czerwonej, zjawiło się około 8 tysięcy osób.
Widzewiacy zaczęli ten mecz bardzo dobrze, do przerwy prowadzili już 2:0. Po przerwie kontynuowali dobrą grę, strzelili bowiem kolejne 2 bramki. Gdy mecz powoli dobiegał końca, sędzia Sikorski z Kutna zarządził rzut karny dla Widzewa. Do piłki podszedł... Jan Konenc i skutecznie egzekwował jedenastkę. Rezultatem 5:0 zakończyło się to spotkanie. Konenc został tym samym kolejnym bramkarzem z golem na koncie.
Mimo wygranej nad najgroźniejszym rywalem, Widzew zgubił punkty w późniejszych meczach i o punkt przegrał rywalizację z pabianiczanami.
Szóstym bramkarzem z mianem "Plus" stał się Jerzy Mikulicz. Do Widzewa dołączył w 1972 roku, po awansie do 2 ligi. Przyszedł on z Hetmana Zamość. Same kulisy transferu są już ciekawe, bowiem jak sam wspomina, Widzew zaproponował mu pensję jak dyrektorowi zjednoczenia, a także mieszkanie i telewizor. Nad taką ofertą nie było się co zastanawiać.
W rundzie jesiennej 1972 roku, Mikulicz był podstawowym bramkarzem beniaminka 2 ligi. Spisywał się dobrze i rundę wiosenną 1973, również zaczął jako podstawowy bramkarz. Jednak w 3 kolejce wiosny zaliczył fatalny występ w Rzeszowie przeciwko Stali. Wpuścił cztery bramki i stracił miejsce między słupkami na rzecz rezerwowego bramkarza, Sylwestra Gajewskiego.
Mikulicz jednak jeszcze raz zagrał w czerwono-biało-czerwonych barwach. Stało się tak w 23 kolejce sezonu, 6 maja w Gdańsku przeciwko Lechii. Był to mecz dwóch drużyn z czołówki tabeli, obie drużyny miały więc o co walczyć.
Mikulicz rozpoczął ten mecz jako rezerwowy, a na placu gry pojawił się w 21 minucie spotkania, zastępując... pomocnika Andrzeja Pietrzyka. Do końca meczu grał jako pomocnik. Czy w ten sposób trener Jezierski chciał zaskoczyć gdańszczan, nie wiadomo. Wiadomo, że manewr ten nie przyniósł rezultatu. Łodzianie bowiem przegrali z Lechią 3:0.
Jest to jedyny występ bramkarza w polu w Widzewie na szczeblu centralnym.
Po zakończeniu sezonu, w którym ostatecznie Widzew zajął 6 lokatę, Jerzy Mikulicz odszedł do Świdnika i grał w tamtejszej Avii. Mimo krótkiej gry zdążył zapisać się jednak w naszej historii. Możliwe, że mimo dobrych warunków fizycznych, sprawności fizycznej i dużej odwagi, Mikulicz nie grał u nas z powodu wady wzroku, był bowiem krótkowidzem.
Widzew w 1973 roku. W górnym rzędzie drugi od lewej Jerzy Mikulicz, pierwszy od prawej, Wiesław Surlit.
Kolejny rok, kolejny “bramkarz+”. 5 września 1973 roku, Widzew na własnym stadionie, w ramach rozgrywek 1/16 finału Pucharu Polski, podejmował sosnowieckie Zagłębie. Łodzianie byli wtedy drugoligowcem, Zagłębie grało w 1 lidze, i to w drużynie z południa Polski upatrywano faworyta do awansu. Przewidywania niejako potwierdziły się w 1 połowie meczu, po którym Zagłębie prowadziło 1:0. Łodzianie nie zrezygnowali tak łatwo i w drugiej połowie zdobyli gola wyrównującego. Wynikiem 1:1 zakończył się mecz. Także dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia. Sędzia zarządził więc konkurs rzutów karnych.
W bramce Widzewa stał Wiesław Surlit. Do naszego klubu dołączył on wiosną 1973 roku, po odbyciu zasadniczej służby wojskowej, którą odbył w Legii Warszawa. Stał się podstawowym bramkarzem łodzian.
Wracając do meczu. Konkurs jedenastek rozpoczęli gospodarze. Strzelali bardzo dobrze i za każdym razem pokonali stojącego w bramce sosnowiczan Patole, tym samym po 4 seriach mieli na koncie 4 gole. Goście pomylili się raz, strzelając obok bramki Surlita. Wynik więc brzmiał 4:3 dla Widzewa i sprawa awansu miała rozstrzygnąć się w 5 serii. Wszystko zależało więc od strzelającego w ostatniej serii, a był nim.. Wiesław Surlit. Wykonał swoje zadanie bardzo dobrze. Pokonał bramkarza z Sosnowca, Widzewowi dał awans do kolejnej rundy, a sobie status “Bramkarz+”.
“Bramkarzem+” jest bez wątpienia Henryk Bolesta. Dołączył on do Widzewa latem 1982 roku, jako opcja zabezpieczenia bramki po ewentualnym odejściu bramkarza numer 1 w Widzewie oraz reprezentacji, Józefa Młynarczyka. Bolesta przyszedł z chorzowskiego Ruchu, z którym został mistrzem Polski w 1979 roku. Henryk był zmiennikiem Młynarczyka, a gdy ten odszedł do Bastii w 1984 roku, doczekał się miana bramkarza numer jeden. Sezon 1984/1985 rozpoczął i zakończył rozgrywając w nim wszystkie mecze! Na dodatek, w ostatnim rozgrywanym meczu przez Widzew stał się “bramkarzem+”. 26 czerwca 1985 roku, łodzianie zagrali w swoim pierwszym, jak do tej pory jedynym, finale Pucharu Polski. Na stadionie Wojska Polskiego w Warszawie rywalem był zespół GKS Katowice. Mecz nie należał do porywających i po 90 minutach, a potem dogrywce, żadna drużyna nie strzeliła gola. Potrzebne zatem były rzuty karne. W tych bohaterem okazał się Henryk Bolesta. Sam obronił 3 z 4 strzałów z jedenastego metra piłkarzy z Katowic, a w decydującej, piątej kolejce sam pokonał bramkarza GKS-u!
Piłkarze Widzewa z wywalczonym Pucharem Polski w 1985 roku.
"Tak po cichu liczyłem, że finał rozstrzygnie się rzutami karnymi. Po każdym treningu ostro ćwiczyliśmy strzelanie jedenastek. Koledzy przez kilkadziesiąt minut uderzając piłkę w różnym stylu próbowali mnie pokonać, ja zaś starałem się wyczekać z interwencjami do końca i to właśnie dzisiaj się przydało. Tak się złożyło, że byłem wyznaczony do strzelania. Oczywiście zależało to od mojej zgody. Gdybym się przestraszył, mogłem nie strzelać. Mówiąc szczerze, po prostu ustawiłem piłkę, wziąłem rozbieg, zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem, piłka była już w siatce." Powiedział tuż po meczu bohater tamtego finału.
Przy okazji warto dodać, że bramkarze nie tylko strzelali gole dla Widzewa. Zdarzało się także, że bramkarze innych drużyn strzelali bramki przeciw nam, a jednym z nich został w sezonie 1977/1978 ówczesny zawodnik Odry Opole, przyszły bramkarz Widzewa, Józef Młynarczyk.
W meczu rozegranym 12 października 1977 roku, w Opolu przeciwko Odrze, Młynarczyk przy naszym prowadzeniu 1-0, w 70 minucie meczu podszedł do podyktowanego przez sędziego Piotrowicza rzutu karnego i pewnym strzałem pokonał naszego goalkeepera Stanisława Burzyńskiego, zmieniając rezultat na 1-1. Jednak 4 minuty później Młynarczyk skapitulował raz jeszcze i to Widzew wygrał 2:1.